Już parę tygodni temu na instastory mówiłam o mojej nowej miłości – chlebie gryczanym.
Bezglutenowe życie nie zawsze było usłane różami, nadal zresztą nie jest, choć przez 20 lat można się przyzwyczaić…. Można też zapomnieć smaku chleba, tego pszennego, tego żytniego, tego razowego. I choć producenci dwoją się i troją, by chleb bezglutenowy jak najbardziej przypominał ten glutenowy, to jednak są rzeczy, których oszukać się nie da…
A może jednak?
Dlaczego zakochałam się w chlebie gryczanym?
Jasne, jest zdrowy.
Wiesz, co jesz.
Nie ma w sobie nic co jest zbędne.
Najadasz się nim szybko, ale wystarczająco wolno, by nasycić się jego smakiem.
Możesz go zrobić sam i jest banalnie prosty w wykonaniu.
Ale przede wszystkim, przypomina smakiem chleb, jaki jadłam za dawnych glutenowych lat, gdy gluten mi nie szkodził, gdy kochałam gluten, choć nie wiedziałam, że kocham gluten 😛
Chleb gryczany domowej roboty ( podkreślam to, bo gryczany kupny na ogół ma dodatek mąki pszennej, podobnie jak wszelkie bułki kukurydziane itp) przeniósł mnie do czasów, gdy można było wziąć kęs chleba i czuć, że się gryzie i żuje.
Wiem ,dziwnie to brzmi, ale mi tego właśnie najbardziej brakowało, gdy przeszłam na dietę bezglutenową.
Kanapka na chlebie. Na chrupkim pieczywie. Nie na napompowanej kromce. Na kruszącej się kromce. Bez konieczności podpiekania. I bez udawania poprzez skarmelizowanie, że jest to ciemny chleb. Bo gryczany choć z kaszy niepalonej – jest chlebem ciemnym, o właściwościach razowego – przynajmniej tak mi się wydaje i tak to czuję.
Nie jest to chleb najlżejszy na żołądek, ale też nikt nie zje pół bochenka za jednym zamachem… Zwyczajnie nie da rady… Hmmm… No chyba że… 😛
Jak się robi taki chleb?
Prosto 🙂 ale długo 🙂 bo całe 26h do… nawet 50h.
Przepis prosty i na wszelkich stronach powtarzający się, bo co tu kombinować.
Potrzebna jest:
- kasza gryczana niepalona
- woda
- sól
- dodatki typu słonecznik (ja dodaję jeszcze siemie lniane; zarówno słonecznika, jak i siemienia daję garść… spooorą 🙂 ), dynia, orzechy …co tam kto chce 😀
Ja próbowałam robić na różne sposoby i każdy się sprawdza.
Zalewamy kaszę wodą filtrowaną. (Kupuje się kaszę na ogół w paczkach 500g i tyle też to idealna porcja do standardowej „keksówki”)
Kasza musi swoje w wodzie odstać.
A my doglądajmy jej i mieszajmy, co by chłonęła wodę bez przeszkód i tyle ile chce.
Przez przynajmniej 24 h ( kto ma cierpliwość niech to robi przez 48h – ja się przyznaję nigdy nie wytrzymałam).
Potem należy kaszę zmiksować blenderem.
Dla mnie jedną z najważniejszych uwag, jakie doczytałam w necie, to że przed zmiksowaniem wody powinno być tylko trochę nad kaszą ( trochę uznaję jako 5 mm i zawsze działa 😀 ), po to by konsystencja „ciasta” była właściwa (właściwa, to taka gęsta acz lejąca maź), więc gdy wody jest więcej… odlewam.
Do zmiksowanej kaszy dodajemy słonecznik i co tam kto chce o raz sól ( powiedzmy, że soli do smaku).
Dla tych co „za słono” nie lubią to małe dwie łyżeczki do herbaty powinny starczyć na pół kg kaszy gryczanej.
Do keksówki wyściełanej papierem wlewamy masę i odstawiamy.
I teraz znowu różne teorie… Albo na 1h albo na 12 h albo na noc, jakkolwiek długa czy krótka dla kogoś ona nie jest.
Gdy odstawiłam na 1h, to ciasto trochę jeszcze urosło ale nie za dużo.
Gdy odstawiłam na 2h też było spoko. Widać wtedy takie małe bąbelki przy bokach blaszki. Zakwas działa. Chleb jest dobry i rośnie jeszcze w piekarniku.
Najbardziej byłam pod wrażeniem, gdy zostawiłam na noc do rośnięcia. Obudziłam się a w blaszce był regularny chleb tylko nieupieczony – tak wyrosło ciasto. Cudo.
Potem wstawiłam do jeszcze zimnego piekarnika. Nastawiłam go na 190 stopni i czekałam aż się upiecze. Czyli do suchego patyczka. Tj. około godziny.
Tak samo zresztą robiłam niezależnie od tego ile wcześniej rósł 😉
Potem warto poczekać aż ostygnie, choć ja, jak to ja, pierwszą kromkę zawsze kroję po 5 minutach 😀 😀 😀 No nie umiem się powstrzymać! Uwielbiam piec i oglądać efekt upieczenia zaraz po wyjęciu ciasta z piekarnika 😀 tego chlebowego również 😀
Smacznego!
[wdi_feed id=”6″]