Ostanio puściłam na relacji instagramowej zdjęcie z dopiskiem ” UŚMIECHAJ SIĘ CZĘSTO”.
Nie bez powodu. Bardzo często w komentarzach i wiadomościach prywatnych piszecie, że lubicie mój profil za to, że jestem mega pozytywną osobą, że lubicie pozytywne „zakręcenie”, że tzw. „dobra energia” u mnie.
Mam jednak świadomość, że zarówno u Was jak i u mnie czasem zdarzają się spadki tej energii.
Jest miliony stron, które motywują… , na których osoby piszą o tym, jak to ważne, by żyć pozytywnie i znajdywać małe i wielkie radości w swoim życiu… No to i ja dołożę parę słów od siebie.
Nie od dziś wiadomo, że można działać w dwie strony od wewnątrz do zewnątrz i od zewnątrz do wewnątrz. Jako aktorka muszę mieć obie umiejętności w „małym paluszku”. Na koniec dnia mam zagrać dobrze a jak do tego dojdę to już moja rzecz. Stąd tak ważne znanie zarówno siebie, jak i tych wielu dróg dojścia do pożądanego efektu.
Dziś chcę napisać Wam o tym z zewnątrz do wewnątrz.
Często powtarzam, że mam jedno życie i nie chcę go marnować na niewłaściwe emocje. Czasem smutek, żal a nawet zazdrość to są właściwe emocje. Właściwe, bo czasem trzeba je poczuć. Jeśli jest na to czas, miejsce i jest ku temu powód.
Czasem jednak ( zwłaszcza w okresie przemęczenia oraz przesilenia wiosennego czy zimowego) uczucia należące do tych o odcieniach szarości pojawiają się od tak i wtedy…
No właśnie, co wtedy…?
Wtedy ” UŚMIECHAJ SIĘ CZĘSTO” – nawet na siłę. Żeby nie było, że nie ostrzegałam, czasem przynosi to odwrotny skutek – nie dostajemy głupawki, a zaczynamy płakać… Nie bój się tego! Chodzi o uwolnienie emocji, o to by było nam lżej, lepiej… Czasem płacz to jedyna droga. A śmiech przez łzy jest wyjątkowo uwalniający.
Może ciągły uśmiech jest mniej artystyczny, mnie kuszący, nie zawsze sexy (wbrew niektórym opiniom), ale uśmiech ZAWSZE jest zdrowy.
Znacie ten eksperyment z wodą i wypowiadaniem słów o odpowiednim zabarwieniu emocjonalnym?
Tak samo jest z uśmiechem. Całe nasze poczucie się zmienia, gdy tylko kąciki ust uniesiemy do góry. 🙂
Spróbuj !
Uśmiechaj się często. Do tego nie potrzebujesz siłowni ani cateringu dietetycznego. Nie potrzebujesz specjalnej godziny, miejsca czy towarzystwa. 😀
Gdy się uśmiechasz, nawet „technicznie” / „sztucznie” – coś się takiego dzieje, że całe ciało zaczyna się uśmiechać, a wtedy już prosta droga do dobrego samopoczucia !
2017. Nowy Rok. Coś mnie podkusiło, żeby tu wejść i zobaczyć, czy w ogóle jeszcze ten blog —-> https://warmup-warmup.blogspot.com/2017/01/2017.html ( który aktualnie znajduje się pod adresem bezpośrednim mojej strony, czyli tu gdzie jesteś 🙂) na bloggerze jeszcze jakoś funkcjonuje… Otóż funkcjonuje i nawet ktoś raz na jakiś czas tutaj wchodzi.
Podobną aktywność zauważam na stronach utworzonych na fb, czyli ssns i „być ze sobą,… „.
Nie wymazałam ich, bo są one cząstką mnie, krokami (niekoniecznie milowymi) do tego, kim jestem teraz.
Być tu i pisać to trochę jak wejść do starego pokoju, w którym odnajdywało się skupienie i zarazem otwierało okno, by te myśli ważne i ważniejsze pofrunęły, gdzie ich miejsce.
Blog – a raczej wpisy na mojej stronie pełnią nieco inną funkcję; czytają je osoby, które są zainteresowane co dzieje się konkretnie u „anny kerth” a nie szukają treści rozwojowych, inspirujących, pobudzających… A może się mylę? Dajcie znać, jeśli jest inaczej! Byłaby to naprawdę miła niespodzianka.
Zatem zaczęłam, jak większość ludu na tym padole ziemskim Nowy Rok. To mój drugi nowy rok, bo pierwszy liczę zawsze od daty urodzin, i powiem Wam, że zdecydowanie większy ma to dla mnie sens. Ta cezura, ten „beat” – to odbicie, ta „krecha” oddzielająca, ten próg z jednego w drugie zdecydowanie bardziej czuję, gdy kończę swój rok życia i zaczynam kolejny. Podsumowania, choćbym robić nie chciała, robią się same. Zwolnienie i przyspieszenie następuje bez wyraźnego mojego udziału- jakby jakaś machina za mnie, bądź też mną kierowała. Nagle świadomość przychodzi taka, jak ma być na ten konkretny czas a zarazem na ogół … wracam jednak do tych najmniej uświadomionych lat i to je „przerabiam” w pamięci wciąż i na nowo…ale tylko przez ostatnie parę dni wieńczącego się roku.
Ten Nowy Rok okraszony (najczęściej, choć nie zawsze) wolnymi dniami… ( „lucky me”, że w moje urodziny ZAWSZE mam wolne i tu już nie ma zmiłuj – Święto… katolickie…a jakby narodowe… )
Ten Nowy Rok jest dla każdego, jakby przymusem zakończenia i przymusem rozpoczęcia, a więc i przymusem na postanowienia, na podwyższanie poprzeczki, na odcinanie, zamykanie, otwieranie, docieranie… I w tym świecie, gdy mówi się tyle o naturalnym podejściu do życia, o jak najbliższym byciu z naturą, ze swoim rytmem, z odkrywaniem siebie – tu jakby zapomina o tym, że tylko dla tych urodzonych 31.12/ 1.01. będzie to dokładnie taki czas, o jakim wszyscy marzą i do jakiego wszyscy jednak się zmuszają.
Nieco bardziej zorientowani będą czekali na pełnię księżyca, by wydrzeć, wydziergać swoją mapę marzeń. Inni poczekają do początku lutego, by zmierzyć się z chińskim horoskopem chińskiego roku… a już za chwilę zapomną.. bo przecież Walentynki, 8 marca, Pierwszy Dzień Wiosny a więc przesilenie, Wielkanoc i lato.
I tylko jak to zrobić, żeby ten Rok był „pełniejszy” od poprzedniego? By był NASZ jak o swoim pokoju/ kącie/ domu się mówi; czy o swojej kanapce, gdy już nadgryziona ; albo imieniu, które jest przecież „nasze”, bo od zawsze z nami.
A no może właśnie tak… by KAŻDY DZIEŃ był jak to nasze imię i nazwisko – byśmy czuli, że jest nasz, przynależy do nas i to co z nim zrobimy, komu się „przedstawimy”, jak i którą wersję podamy, będzie od nas zależało. I jak ta nadgryziona kanapka, każdy dzień naznaczymy swoim w pełni byciem, jakbyśmy chcieli ugryźć to, co da nam siłę, zaspokoi nasz głód ( głód na bycie, na życie, na marzenia).
Może… jeśli każdy dzień taki będzie, to nie będzie ważne, kiedy rok się skończy a kiedy zacznie, bo nie trzeba będzie nic odgradzać, zapominać, zasłaniać. A każdy rozpoczęty dzień, będzie otwarciem na Nowe, nowe a jednak moje/ Twoje od zawsze znane „ja”.
Tylko, żebyśmy wiedzieli czym jest to „ja”, jak znamy swoje imię i nazwisko. I byśmy umieli wybierać, jak decydujemy, jaką formę imienia podamy i komu. I byśmy pamiętali, że codziennie jest Nowy Dzień. 🙂
W najnowszym filmie Mariusza Gawrysia „Sługi Boże”, w którym główne role zagrali Bartek Topa i Julia Kijowska możemy dostrzec również Anię w roli Pani Prokurator.
Warszawska premiera odbyła się 15 września w kinie Sadyba.
Nieduży, ale znaczący dla akcji filmu epizod zwraca uwagę. Ania w niczym nie przypomina tutaj swoich poprzednich ról. Ostra, konkretna, znająca swoje zadanie Prokurator ma cały czas na oku głównego bohatera w tej scenie. Zmiana fizyczna Kerth też sprawia, że nie poznajemy jej od razu. Zapada jednak w pamięć, choć na ekranie jest tylko parę minut.
Aktualnie film „Sługi Boże” walczy o nagrody na Festiwalu Filmowym w Gdyni.
Podczas mojego pobytu w Lublinie, zaraz po przeprowadzonych warsztatach z Warm Up’u miałam przyjemność udzielić wywiadu dla portalu Babski Blues.
Między innymi możecie przeczytać takie zdanie:
„Ta słabość, miękkość, łagodność okazała się być moją wielką siłą. A nie hardość, nieugiętość. I nagle całe moje życie się kompletnie przetransponowało.Bardzo lubię wywiady, które są rozmową, więc radość moja była podwójna. ”
I tutaj składam jej raz jeszcze wielkie podziękowania, że mnie odnalazła, przyszła na warsztaty a po nich chciała mi zadać parę pytań a przede wszystkim wysłuchać mojego zdania.
Marzec był nader intensywny. Tak intensywny, że gdyby nie notatki w kalendarzu, pewnie wszystkie wydarzenia zlałyby się w jedno i dopiero za jakiś czas mogłabym wracać pamięcią pojedynczo do każdego z nich.
Teraz też nie będę skupiać się na każdym zadaniu jakie stanęło przede mną w zeszłym miesiącu.
Wykorzystując internet przytoczę parę wypowiedzi opisujących wrażenia po moich wystąpieniach – dla szerszego kontekstu podaję także linki źródłowe.
W marcu po raz pierwszy stanęłam w roli prelegentki przed grupą kobiet i mężczyzn głodnych wiedzy, inspiracji, czasem może i wskazówek tzw. „know how”
Wiedziałam, że będąc w gronie specjalistów; pośród tych, dla których prelekcja czy wykład to „chleb powszedni”; pośród tych, którzy coaching (osobisty, bizensowy, indywidualny, grupowy) mają w małym paluszku od lat – ja mogę tylko podzielić się swoją historią osobistą, doświadczeniem i ewentualnie kogoś zarazić pasją do życia i działania.
Nie było łatwo…, gdy przygotowana na konkretną godzinę dowiedziałam się, że czas mojego wystąpienia – jak to bywa na konferencjach – przesuwa się; gdy oto nagle występująca przede mną Małgorzata Ohme – postawiła w swoim wykładzie również na „historię osobistą”, i gdy okazało się, że prezentacja nie działa i działać nie będzie a na domiar złego, najbardziej poszukiwane zdjęcia do rozpoczęcia wykładu zniknęły …
W opanowaniu stresu pomogły mi moje własne ćwiczenia :D, o których akurat tym razem nie mówiłam, ale kto chciał to i tak zauważył 😉 I jakoś to poszło 🙂 Potem już było z górki … (choć jak to bywa z wystąpieniami nie bez podwyższonej adrenaliny – na szczęście… )
W marcu odbyłam trzy wystąpienia o różnej tematyce.
Pierwsze wystąpienie miało miejsce podczas Międzynarodowego Kongresu Imperium Kobiet w Gdyni – 5 marca. Tytuł mojej prelekcji brzmiał ” Silna kobieta i trwała zmiana – czy to takie oczywiste?”
Drugie podczas Babskiego Dnia 2016 na Torwarze w Warszawie- mówiłam o Warm Up’ie i jak z niego korzystać w pracy i w domu – 12 marca.
Trzecie wystąpienie odbyło się 19 marca w Białymstoku i była to Konferencja „Przedsiębiorcza Kobieta” i mówiłam o tym, co trzeba zrobić zanim skoczy się na głęboką wodę prowadzenia własnej działalności ( w wystąpieniu mówiłam o coachingowym podejściu do sprawy, wykorzystując piramidę Diltsa oraz własne doświadczenie)
Poniżej wrażenia Pań, które miały okazję wysłuchać moich wypowiedzi:
„Anna Kerth (znana z serialu „Na Wspólnej” skradła nasze serca szczerością i determinacją)”
„Lista prelegentów była imponująca. Miałam okazję zobaczyć na żywo i posłuchać Ani Kerth, którą „znałam” z serialu „Na Wspólnej”, i przyznam się szczerze, zaimponowała mi. Na pozór zwykła dziewczyna, śliczna, skromna i uśmiechnięta, wyszła na scenę i nas wszystkich zachwyciła. Szczerością. Autentycznością. Dystansem do siebie. Opowiedziała o zmianach w swoim życiu. Walce z wagą, pokazała bez zawstydzenia własne zdjęcia. Podzieliła się z nami bardzo osobistą historią. Pokazała, że warto walczyć. I dążyć do celu, nawet jeśli wszystko się sprzeciwia, i tracimy grunt pod nogami. Widziałam tam siebie. Tylko jeszcze nie wygrałam. Ania Kerth ma już to za sobą. Wielki szacun, za odwagę, wzór do naśladowania.” więcej… O samym kongresie Żona marynarza pisze tak…
Wystąpienie na Babskim Dniu było przyjemne, naładowane pozytywną energią a osobistym konsultacjom wydawało się, że końca nie będzie 🙂
Podczas „Przedsiębiorczej Kobiety” było jeszcze inaczej. Pewnie też dlatego, że ten dzień zaczęłam z samego rana zajęciami aktorskimi „Sfilmowani” w Warszawie a popołudniu byłam już w Białymstoku w roli businesswoman i coacha.
Z dresów wskoczyłam w „gajerek” a moi młodzieżowi słuchacze wymienieni zostali na doświadczone kobiety biznesu 😀
„Anna Kerth , która zachęcała do wizualizacji swoich planów i marzeń. Przekonując uczestniczki spotkania, że warto walczyć o swój rozwój, marzenia i obierając odpowiednią drogę dążyć do ich realizacji.”więcej…
„Anna Kerth – aktorka, najbardziej kojarzona z serialu „Na Wspólnej” oraz coach i motywatorka w jednym, opowiadała o zakładaniu własnej działalności gospodarczej w oparciu o pytania znane z coachingu. Kim jestem? Dokąd zmierzam? Kto może mi pomóc? – to tylko niektóre z ważnych kwestii, które trzeba poruszyć w czasie rozmyślań o zakładaniu biznesu. Autorka metody przywracania wewnętrznej siły i harmonii Warm Up stawia na tworzenie własnej wizji, do której trzeba dążyć m.in. poprzez stawianie celów, nagradzanie się za ich osiągnięcie i weryfikację znajomych.” więcej…
Mamy kwiecień a przede mną kolejne wystąpienie. Już za tydzień będę w Lublinie wśród absolutnie wyjątkowego grona prelegentów.
Tym razem poprowadzę warsztaty Warm Up, ale w kontekście coachingu, czyli „Jak wykorzystać Warm Up w coachingu? „ – zarówno jako ćwiczenia relaksujące i aktywizujące podczas sesji oraz jako narzędzie coachingowe.
Bardzo dawno temu, bo będzie już jakieś 5 lat, prowadziłam w radio audycję „Być ze sobą, czyli 30 minut tylko z własnym ja”. Dziś nie wiem jak mogłam wymyślić taki tytuł, i że przekonał on jednak słuchaczy, by podkręcić głośność w komputerze.
Wtedy wypracowałam rytm audycji, rytm „bycia ze sobą” tak, by naładowało to słuchacza na cały tydzień pozytywną energią, a przynajmniej, by przez te 30 minut rzeczywiście doświadczył siebie w taki sposób, na jaki na ogół gonitwa w dzisiejszym świecie rzadko pozwala, by odkrył siebie na nowo.
Dziś po audycji prawie nie ma śladu (są jeszcze pocięte podcasty), ale „bycie ze sobą” trenuję dalej i gdzie mogę tam zasiewam ziarenko potrzeby takiego właśnie bycia. Moją autorską metodę Warm Up prowadzę podczas warsztatów w taki sposób, by miała właśnie ten rytm, który odkryłam podczas przygotowywania i prowadzenia audycji. Warm Up uczy praktycznych ćwiczeń zbliżających nas do tego stanu.
Być „tu i teraz” to jedno, ale reagować na to co w nas, gdy odbieramy impulsy z „tu i teraz” , umieć odczytywać siebie, gdy jest się w „tu i teraz” – to długotrwająca, ale jakże przyjemna nauka. A potem…. a potem to już same korzyści 🙂
Jedno z najprostszych ćwiczeń, które łączy w sobie wszelkie możliwe metody pracy z ciałem i umysłem wygląda mniej więcej tak:
Usiądź wygodnie, albo stań. Zamknij oczy.
Oddychaj tak, jak potrzebuje tego twój organizm. Postaraj się nie zmieniać pozycji, ale też nie kontrolować oddechu czy ciała zanadto. Zaobserwuj, gdzie najpierw idzie twoja uważność. Jakie jest to miejsce? Gdzie ono jest? Na zewnątrz ciebie? W ciele? Na ciele czy w środku? Postaraj się nie oceniać. W tym ćwiczeniu nie można popełnić błędu.
Jeśli uważność była na zewnątrz – postaraj się teraz przenieść ją do środka ciała. Teraz tam, gdzie zwracasz uwagę – pozostaw ją na dłużej – nie uciekaj, bo uważność idzie dalej.
Dopiero, gdy zauważysz zmianę (dla kinestetyków może mieć ona formę koloru, większego rozluźnienia, obrazu, kształtu; dla analityków może to być po prostu rodzaj „nudy”, głębszy wdech, potrzeba zmiany fizycznej – potrzeba zmiany pozycji) przejdź do następnego miejsca, gdzie kieruje cię twoja uważność.
Daj sobie na to ćwiczenie od 2 minut do 15 – na ogół długość wynika z zaawansowania w „byciu ze sobą” 😉
Na koniec ogarnij uważnością całe ciało. Weź głęboki wdech i otwórz oczy. 🙂
Już niedługo warsztaty Warm Up w nieco innym wydaniu podczas Konferencji „Coach, Trener, Doradca zawodami XXI wieku”. Poćwiczymy Warm Up a przy okazji powiem, jak i kiedy wykorzystać Warm Up w coachingu. Zapraszam Was serdecznie!
Więcej informacji tu: http://www.konferencjactd.pl
12 marca na Torwarze w Warszawie odbędzie się Babski Dzień 2016. Jednym z gości specjalnych będę ja 🙂
Spotkacie mnie w okolicach 12:15 na małej scenie w strefie Be Active.
Opowiem krótko i konkretnie na temat Warm Up‚u, czyli mojej autorskiej metody, która powstała w wyniku poszukiwań, obserwacji i eksperymentowania, by w końcu znaleźć sposób, by łatw0 i przyjemnie zwiększyć swoją koncentrację, kreatywność, rozluźnić ciało i wyniku tego, zwiększyć swoją efektywność w pracy i korzystać pełniej z życia.
Anna Kerth
Będę miała ze sobą do rozdania „niespodziankę” 🙂 Tym bardziej się cieszę, bo czynię to po raz pierwszy – czyli wychodzę do Was z ofertą współpracy 🙂
Gdy w nieszczęsny piątek 13 listopada 2015 roku świat dowiedział się o strzelaninie w Paryżu,ja byłam w trakcie organizowania warsztatów Warm Up w Brukseli. To przy tej okazji zostałam członkiem grup na facebooku „Polacy w Brukseli”, ale to dzięki postom tych grup dowiadywałam się na bieżąco o stanach alarmowych w Brukseli właśnie.
Informacje, które w wiadomościach w Polsce pojawiały się z dwu-trzydniowym opóźnieniem – tam miałam na wyciągnięcie ręki. Mój strach również wtedy był na wyciągnięcie ręki.
Strach, ale też poczucie bezsensowności mówienia do ludzi o relaksacji, uczenie jakiegoś „wewnętrznego oka”, skupieniu na swoich odczuciach, gdy włączają się wszystkie instynkty w ciele, by zapewnić bezpieczeństwo sobie i swojemu najbliższemu otoczeniu.
Pamiętam wtedy kompletnie odeszłam od jakiegokolwiek planowania, byłam pochłonięta nadchodzącymi wszelkimi kanałami wiadomościami.
Wyjazd odwołałam. Straciłam bilet lotniczy, ale w tym momencie żadne pieniądze nie miały znaczenia, gdy w grę wchodziło poczucie bezpieczeństwa.
Długo to trwało. Oczywiście, jak zawsze pewne zachowania wykształcone przez lata, były i nadal są we mnie. Orientacja w ciele, rozciąganie są w moim życiu w tzw. „btw” ( by the way , czyli mimochodem)
Gdy przyszło zagrać spektakl ( jak cudownie jest zagrać nic politycznie nie sugerującą kryminalno-romantyczną komedię, by dać oddech nie tylko publiczności, ale i sobie od dnia powszedniego) , oczywiście zrobiłam rozgrzewkę Warm Up’ową ( i pewnie gdyby nie ona nie zagrałabym do końca spektaklu, bo stres zawsze „rzuca” mi się na gardło ).
Ale nadal nie mogłam znaleźć w sobie takiego imperatywu, który przekonałby mnie, by znów wyjść do ludzi i mówić o tym jak uzyskać spokój ducha, harmonię.
Dziwne… bo czegóż innego właśnie teraz potrzebujemy.
Minęło parę miesięcy i przyszedł czas przeprowadzić warsztaty dla młodzieży. A tak naprawdę dla młodzieży i ich opiekunów, bo jak się okazało już po raz kolejny, dorośli a zwłaszcza nauczycielki totalnie wchodziły w proponowane przeze mnie ćwiczenia i brały z nich, ile dusza zgarnąć może do ich osobistego warsztatu.
I to właśnie te warsztaty pokazały mi i obudziły we mnie ten Warm Up’owy ogień na nowo.
Warsztaty były typowo aktorskie, ale przecież jak ja, która Warm Up stworzyła wychodząc od aktorstwa, nie miałabym skorzystać z tego, co lubię i umiem najlepiej.
Świat idzie swoim torem, a ludzie jak byli tak i są emocjonalni i równowagi wewnętrznej poszukują, kontaktu z drugim człowiekiem też, nadal warto przypominać o podstawie relacji, czyli dialogu ( i to tym najbardziej pomijanym, czyli pozawerbalnym). Że w grupie ludzie boją się swojej indywidualności, ale że to właśnie bez pielęgnowania tych wyjątkowych, swoistych tylko dla indywidualnej jednostki sposobów wyrażania – grupa traci na wartości i staje się bezkształtną hałaśliwą masą.
Warm Up aktualnie idzie swoim życiem, moje wszelkie starania dotarcia do konkretnej grupy docelowej zakończyły się ciszą. Osoby, które dotarły na zajęcia były przypadkowe, zawsze wynosiły ogrom wiedzy, ale tylko ( i to już każda statystyka potwierdzi) 10% przybyłych pamięta i korzysta z ćwiczeń dłużej niż przez następne 4 dni.
Jak każda metoda, Warm Up wymaga systematyczności, względnie wykonana jednorazowo przed zadaniem, spotkaniem, wystąpieniem jest jak zastrzyk adrenaliny – działa krótko, ale skutecznie. Trochę się to potem odbija na nas – tak… można odczuwać zakwasy, naciągnięcia albo też niezrozumienie świata, bo nagle odczuwamy otoczenie wszystkimi swoimi zmysłami. Szczęśliwie jak mówiłam trwa to krótko. Dopiero systematyczność sprawia, że Warm Up przestaje być antybiotykiem a zaczyna być homeopatycznym środkiem, dla innych może i placebo… Działa, choć niewiadomo jak. (Tak niektórzy myślą, bo to „jak” dość prosto można wytłumaczyć poprzez nazwanie neuro-fizjologicznych zmian zachodzących w organizmie 🙂 ) Stan umysłu się zmienia, bo wzrasta samoświadomość, a gdy nasza świadomość jest większa, nasze wybory zaczynają być inne. Nasza aktywność, koncentracja, bycie w tzw. „tu i teraz” i wreszcie świadomość zaczynają współgrać i stają się narzędziem do lepszego życia.
I może właśnie dlatego należy wyjść do ludzi z Warm Up’em i każdą inną metodą zwiększającą samoświadomość.
Nie wiem, co będzie, gdy znów przyjdzie moment zebrania wszystkich instynktów na raz i zawalczenie o swoje bezpieczeństwo.
Nie czuję się na siłach, by prowadzić za sobą miliony. Zawsze wierzyłam, że trzeba zacząć od siebie, by świat był piękniejszy i by harmonia, która się wyłania z chaosu a o której się wiele mówi, a niewiele robi, mogła być obecna w otaczającym nas świecie.
I dlatego tam gdzie będzie taka potrzeba, tam pójdę i będę przekazywać Warm Up. Tam, gdzie będzie taka możliwość tam będę z jeszcze większą przyjemnością uczyć, jak zwiększać świadomość siebie. Może trafię do stu osób a może stu tysięcy a te przekażą to innym, a wtedy jest szansa, że te miliony, gdzie każda jednostka zachowa swoją indywidualność, same poprowadzą się we właściwym kierunku.
Wywiad ukazał się rok temu w kwartalniku Hipoalergiczni.
Ponieważ sama redaktor naczelna Żaneta Geltz przypomniała mi o nim, pomyślałam, że podzielę się nim z Wami tutaj, gdyż temat naszej rozmowy, czyli RELACJE, jest zawsze aktualny.
Hipoalergiczny znaczy nadwrażliwy. Wrażliwość to wielki dar, dzięki niej możemy tworzyć wspaniałe relacje, ale nieumiejętnie z niej korzystając – możemy być szybko zranieni.
Kiedy relacja jest zdrowa ? Każdy musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Co to dla niego/niej znaczy, że relacja jest zdrowa? Jak ma wyglądać relacja, byś czuł/czuła się wartościowym, swobodnym człowiekiem?
Ja między innymi mówię tak:
„Relacja jest zdrowa, gdy widzimy, że daje dobre owoce. Rośniemy w siłę; czujemy się w zgodzie ze sobą; gdy następuje zdrowa wymiana”
Nadal podpisuję się pod każdym słowem, które tam wypowiedziałam. Śmiem twierdzić, że są to takie podstawy, o których warto pamiętać, by żyło się lepiej.