Czasem bez kawy ani rusz… Tak, ja też tak mam. Przez wiele lat piłam bezkofeinową. Bywały też długie miesiące, że nie pijałam kawy w ogóle. Ale jak to się mówi…. „stara miłość nie rdzewieje” – a ta jest moją najstarszą „używkową” miłością.
Niezależnie od tego co sądzicie na temat tego, w jak wczesnym wieku można zacząć pić kawę… ja zaczęłam pić ją na dobre przed egzaminami do liceum i są to najwspanialsze wspomnienia z tamtego okresu…
Ja zdawałam do liceum a brat maturę. Robiliśmy dzbanek za dzbankiem i wkuwaliśmy każdy swoje do późnych godzin nocnych.
Jeszcze wcześniej kawa była synonimem „zachodu” / „Ameryki”… Gdy miałam 13 lat pojechałam na wakacje do Stanów i … już na zawsze zostanie ze mną mieszanka zapachów tworząca wyjątkową atmosferę – świeże powietrze z ogródka, ciepło jakie tylko TAM jest, świeżo parzona kawa i ten LUZ, typowy dla amerykańskiego życia…
Wtedy każdy PORANEK był Z PRZYTUPEM… 😛
Potem pojawiły się inne poranne rytuały… w liceum to było radio, na studiach zimny prysznic, potem długo długo joga….aż przyszedł czas na Warm Up !
Warm Up to bycie w 100 % w zgodzie ze sobą a wtedy każdy poranek jest z przytupem.
Nie, nie odmawiam sobie kawy…, ale kawa wówczas jest już tylko dodatkiem, rytuałem, przyjemnością a nie ratunkiem.
Jak zatem sobie pomóc?
Po pierwsze POZWÓL SOBIE NA BYCIE ZE SOBĄ, nawet jeśli nie masz czasu.
Jesteś zmęczony/a?
Przyznaj się do tego przed samym sobą.
Poczuj, które części ciała najbardziej bolą. I daj im nawet parę sekund uważności.
Przeciągnij się!
Możesz to zrobić jeszcze w łóżku zanim wstaniesz, albo w łazience, w kuchni, przy biurku…
Zaklaszcz, albo tupnij parę razy nogami 🙂
Pisałam o tym we wcześniejszych wpisach, ale odkąd jestem mamą, widzę moc klaskania codziennie.:)
Zrób skłon… najlepiej rolując kręgosłup w dół. Rób to bardzo powoli.
To ćwiczenie nazywam „ślimaczkiem” i od lat działa cuda. Sztuka w szybkości i świadomości.
Wytrzęś z ciała całe zmęczenie, ospałość i niepotrzebne myśli.
Czasem nasze ciało samo to robi…, ale gdy jesteśmy bardzo spięci nieświadomie nie dopuszczamy do tego mimowolnego uwolnienia emocji. Zrób to zatem świadomie. Od razu będzie lepiej!
Uśmiechnij się i zobacz cel na dzisiaj!
Nie należę do NLP’owców, ale znam siłę wizualizacji… kiedyś to się nazywało „MARZYĆ” 😛 Marz, planuj i osiągaj! To daje największego kopa – i jest to energia długoterminowa.
Warm Up to taki rodzaj aktywności, który nadaje się dla mega aktywnych osób, ale też i tych najbardziej leniwych i czujących się najlepiej w łóżku.
Podobno jak coś jest dla wszystkich to jest dla nikogo, a tu proszę taka niespodzianka!
Otóż uniwersalność Warm Up’u polega na tym, że z kolei trzeba trzymać się pewnych konkretnych reguł. To te reguły sprawiają, że coś co może się z niczym/wszystkim kojarzyć, staje się METODĄ.
Są elementy; pod każdy element wchodzi parę ćwiczeń – każde ćwiczenie choć dopasowane do indywidualnych potrzeb musi być precyzyjnie wykonane inaczej nici z efektów; no i na koniec są sekwencje. Sekwencje to clue tej metody. I choć każdy może stworzyć sobie swoją sekwencję, to znów… musi się pewnych konkretnych wytycznych trzymać, bo inaczej może uzyskać nie to o co chodziło na pierwszym miejscu.
Warm Up ma tyle możliwości, że osoba mniej i bardziej sprawna może wykonywać podstawowe ćwiczenia (podstawowych jest pewnie jakieś 12), ale pytanie czy jest ku temu chęć.
Bo widzicie… ja na przykład zrobiłam sobie chwilową przerwę od Warm Up’u fizycznego, i pozostałam tylko przy tym mentalnym – czyli ćwiczeniach, które wymagają więcej pracy umysłowej niżeli fizycznej. Fizycznego wysiłku mam aktualnie dość sporo a poza tym, gdy już mogłam się chwycić ćwiczeń to rzuciłam się na te, których wcześniej nie tykałam bardzo długo i z rozwojem – oprócz rozwoju mięśni – niewiele mają wspólnego.
Ale to już efekt „self-coachingu w biegu”, czyli szybkie pytanie – szybka odpowiedź i do września stawiam tylko na Warm Up dla leniwych 😛
Zostawmy mnie, wróćmy do … Ciebie czytelniku.
Skoro tu jesteś, to pewnie chcesz jakiś przykład ćwiczenia „na leżenie”… albo na zmachanie się.
Trafiłeś idealnie, bo ja raczej „środka” nie lubię 😀
Gdy leżysz – oddychaj. Poczuj temperaturę wdychanego powietrza. A potem poczuj to powietrze jak dostaje się do twojego ciała a następnie postaraj się poczuć jak i gdzie się rozpływa. Poczuj jak jest rozprowadzane w całym twoim organizmie. Wystarczy, że zrobisz to uczciwie trzy razy a efekt relaksu a zarazem koncentracji murowany.
Chcesz się zmachać? Wyobraź sobie, że powietrze jest gęste i ciężkie. Następnie wybierz trzy konkretne punkty / ewentualnie kierunki w tej przestrzeni. Następnie naprzemiennie pokazuj je raz jedną raz drugą nogą – podnosząc je odpowiednio wysoko i wykopując (trochę jak karateka). Zacznij od wolnych ruchów i zwiększaj tempo. Przy tym ćwicz świadomie z oddechem. A więc przed wykopem wdech, z wykopem wydech a najlepiej wydech z głosem z sylabami „ha” albo „ho” , „he” czy też „hy”.
Zarówno po pierwszym jak i po drugim ćwiczeniu wykonaj SKAN ciała i myśli 😀
Bardzo dawno temu, bo będzie już jakieś 5 lat, prowadziłam w radio audycję „Być ze sobą, czyli 30 minut tylko z własnym ja”. Dziś nie wiem jak mogłam wymyślić taki tytuł, i że przekonał on jednak słuchaczy, by podkręcić głośność w komputerze.
Wtedy wypracowałam rytm audycji, rytm „bycia ze sobą” tak, by naładowało to słuchacza na cały tydzień pozytywną energią, a przynajmniej, by przez te 30 minut rzeczywiście doświadczył siebie w taki sposób, na jaki na ogół gonitwa w dzisiejszym świecie rzadko pozwala, by odkrył siebie na nowo.
Dziś po audycji prawie nie ma śladu (są jeszcze pocięte podcasty), ale „bycie ze sobą” trenuję dalej i gdzie mogę tam zasiewam ziarenko potrzeby takiego właśnie bycia. Moją autorską metodę Warm Up prowadzę podczas warsztatów w taki sposób, by miała właśnie ten rytm, który odkryłam podczas przygotowywania i prowadzenia audycji. Warm Up uczy praktycznych ćwiczeń zbliżających nas do tego stanu.
Być „tu i teraz” to jedno, ale reagować na to co w nas, gdy odbieramy impulsy z „tu i teraz” , umieć odczytywać siebie, gdy jest się w „tu i teraz” – to długotrwająca, ale jakże przyjemna nauka. A potem…. a potem to już same korzyści 🙂
Jedno z najprostszych ćwiczeń, które łączy w sobie wszelkie możliwe metody pracy z ciałem i umysłem wygląda mniej więcej tak:
Usiądź wygodnie, albo stań. Zamknij oczy.
Oddychaj tak, jak potrzebuje tego twój organizm. Postaraj się nie zmieniać pozycji, ale też nie kontrolować oddechu czy ciała zanadto. Zaobserwuj, gdzie najpierw idzie twoja uważność. Jakie jest to miejsce? Gdzie ono jest? Na zewnątrz ciebie? W ciele? Na ciele czy w środku? Postaraj się nie oceniać. W tym ćwiczeniu nie można popełnić błędu.
Jeśli uważność była na zewnątrz – postaraj się teraz przenieść ją do środka ciała. Teraz tam, gdzie zwracasz uwagę – pozostaw ją na dłużej – nie uciekaj, bo uważność idzie dalej.
Dopiero, gdy zauważysz zmianę (dla kinestetyków może mieć ona formę koloru, większego rozluźnienia, obrazu, kształtu; dla analityków może to być po prostu rodzaj „nudy”, głębszy wdech, potrzeba zmiany fizycznej – potrzeba zmiany pozycji) przejdź do następnego miejsca, gdzie kieruje cię twoja uważność.
Daj sobie na to ćwiczenie od 2 minut do 15 – na ogół długość wynika z zaawansowania w „byciu ze sobą” 😉
Na koniec ogarnij uważnością całe ciało. Weź głęboki wdech i otwórz oczy. 🙂
Już niedługo warsztaty Warm Up w nieco innym wydaniu podczas Konferencji „Coach, Trener, Doradca zawodami XXI wieku”. Poćwiczymy Warm Up a przy okazji powiem, jak i kiedy wykorzystać Warm Up w coachingu. Zapraszam Was serdecznie!
Więcej informacji tu: http://www.konferencjactd.pl
12 marca na Torwarze w Warszawie odbędzie się Babski Dzień 2016. Jednym z gości specjalnych będę ja 🙂
Spotkacie mnie w okolicach 12:15 na małej scenie w strefie Be Active.
Opowiem krótko i konkretnie na temat Warm Up‚u, czyli mojej autorskiej metody, która powstała w wyniku poszukiwań, obserwacji i eksperymentowania, by w końcu znaleźć sposób, by łatw0 i przyjemnie zwiększyć swoją koncentrację, kreatywność, rozluźnić ciało i wyniku tego, zwiększyć swoją efektywność w pracy i korzystać pełniej z życia.
Anna Kerth
Będę miała ze sobą do rozdania „niespodziankę” 🙂 Tym bardziej się cieszę, bo czynię to po raz pierwszy – czyli wychodzę do Was z ofertą współpracy 🙂
Gdy w nieszczęsny piątek 13 listopada 2015 roku świat dowiedział się o strzelaninie w Paryżu,ja byłam w trakcie organizowania warsztatów Warm Up w Brukseli. To przy tej okazji zostałam członkiem grup na facebooku „Polacy w Brukseli”, ale to dzięki postom tych grup dowiadywałam się na bieżąco o stanach alarmowych w Brukseli właśnie.
Informacje, które w wiadomościach w Polsce pojawiały się z dwu-trzydniowym opóźnieniem – tam miałam na wyciągnięcie ręki. Mój strach również wtedy był na wyciągnięcie ręki.
Strach, ale też poczucie bezsensowności mówienia do ludzi o relaksacji, uczenie jakiegoś „wewnętrznego oka”, skupieniu na swoich odczuciach, gdy włączają się wszystkie instynkty w ciele, by zapewnić bezpieczeństwo sobie i swojemu najbliższemu otoczeniu.
Pamiętam wtedy kompletnie odeszłam od jakiegokolwiek planowania, byłam pochłonięta nadchodzącymi wszelkimi kanałami wiadomościami.
Wyjazd odwołałam. Straciłam bilet lotniczy, ale w tym momencie żadne pieniądze nie miały znaczenia, gdy w grę wchodziło poczucie bezpieczeństwa.
Długo to trwało. Oczywiście, jak zawsze pewne zachowania wykształcone przez lata, były i nadal są we mnie. Orientacja w ciele, rozciąganie są w moim życiu w tzw. „btw” ( by the way , czyli mimochodem)
Gdy przyszło zagrać spektakl ( jak cudownie jest zagrać nic politycznie nie sugerującą kryminalno-romantyczną komedię, by dać oddech nie tylko publiczności, ale i sobie od dnia powszedniego) , oczywiście zrobiłam rozgrzewkę Warm Up’ową ( i pewnie gdyby nie ona nie zagrałabym do końca spektaklu, bo stres zawsze „rzuca” mi się na gardło ).
Ale nadal nie mogłam znaleźć w sobie takiego imperatywu, który przekonałby mnie, by znów wyjść do ludzi i mówić o tym jak uzyskać spokój ducha, harmonię.
Dziwne… bo czegóż innego właśnie teraz potrzebujemy.
Minęło parę miesięcy i przyszedł czas przeprowadzić warsztaty dla młodzieży. A tak naprawdę dla młodzieży i ich opiekunów, bo jak się okazało już po raz kolejny, dorośli a zwłaszcza nauczycielki totalnie wchodziły w proponowane przeze mnie ćwiczenia i brały z nich, ile dusza zgarnąć może do ich osobistego warsztatu.
I to właśnie te warsztaty pokazały mi i obudziły we mnie ten Warm Up’owy ogień na nowo.
Warsztaty były typowo aktorskie, ale przecież jak ja, która Warm Up stworzyła wychodząc od aktorstwa, nie miałabym skorzystać z tego, co lubię i umiem najlepiej.
Świat idzie swoim torem, a ludzie jak byli tak i są emocjonalni i równowagi wewnętrznej poszukują, kontaktu z drugim człowiekiem też, nadal warto przypominać o podstawie relacji, czyli dialogu ( i to tym najbardziej pomijanym, czyli pozawerbalnym). Że w grupie ludzie boją się swojej indywidualności, ale że to właśnie bez pielęgnowania tych wyjątkowych, swoistych tylko dla indywidualnej jednostki sposobów wyrażania – grupa traci na wartości i staje się bezkształtną hałaśliwą masą.
Warm Up aktualnie idzie swoim życiem, moje wszelkie starania dotarcia do konkretnej grupy docelowej zakończyły się ciszą. Osoby, które dotarły na zajęcia były przypadkowe, zawsze wynosiły ogrom wiedzy, ale tylko ( i to już każda statystyka potwierdzi) 10% przybyłych pamięta i korzysta z ćwiczeń dłużej niż przez następne 4 dni.
Jak każda metoda, Warm Up wymaga systematyczności, względnie wykonana jednorazowo przed zadaniem, spotkaniem, wystąpieniem jest jak zastrzyk adrenaliny – działa krótko, ale skutecznie. Trochę się to potem odbija na nas – tak… można odczuwać zakwasy, naciągnięcia albo też niezrozumienie świata, bo nagle odczuwamy otoczenie wszystkimi swoimi zmysłami. Szczęśliwie jak mówiłam trwa to krótko. Dopiero systematyczność sprawia, że Warm Up przestaje być antybiotykiem a zaczyna być homeopatycznym środkiem, dla innych może i placebo… Działa, choć niewiadomo jak. (Tak niektórzy myślą, bo to „jak” dość prosto można wytłumaczyć poprzez nazwanie neuro-fizjologicznych zmian zachodzących w organizmie 🙂 ) Stan umysłu się zmienia, bo wzrasta samoświadomość, a gdy nasza świadomość jest większa, nasze wybory zaczynają być inne. Nasza aktywność, koncentracja, bycie w tzw. „tu i teraz” i wreszcie świadomość zaczynają współgrać i stają się narzędziem do lepszego życia.
I może właśnie dlatego należy wyjść do ludzi z Warm Up’em i każdą inną metodą zwiększającą samoświadomość.
Nie wiem, co będzie, gdy znów przyjdzie moment zebrania wszystkich instynktów na raz i zawalczenie o swoje bezpieczeństwo.
Nie czuję się na siłach, by prowadzić za sobą miliony. Zawsze wierzyłam, że trzeba zacząć od siebie, by świat był piękniejszy i by harmonia, która się wyłania z chaosu a o której się wiele mówi, a niewiele robi, mogła być obecna w otaczającym nas świecie.
I dlatego tam gdzie będzie taka potrzeba, tam pójdę i będę przekazywać Warm Up. Tam, gdzie będzie taka możliwość tam będę z jeszcze większą przyjemnością uczyć, jak zwiększać świadomość siebie. Może trafię do stu osób a może stu tysięcy a te przekażą to innym, a wtedy jest szansa, że te miliony, gdzie każda jednostka zachowa swoją indywidualność, same poprowadzą się we właściwym kierunku.
Na pewno spotkaliście/łyście się z tym ćwiczeniem wcześniej – jest ono znane pod angielską nazwą „roll-down”, „roll-up”. Moje ma wiele wersji a ta podstawowa jest nieco zmodyfikowana. Przywiozłam je z San Francisco, gdzie uczyłam się pod okiem Jeff’a Crocketta. Ja je nazywam „ślimaczkiem” i jest to jedno z podstawowych ćwiczeń Warm Up’u.
Maroko…Fes? sklep ze skórami.. po wielu godzinach jazdy autokarem… Warm Up można wykonywać wszędzie 🙂 a jaka ulga dla ciała i ile energii po!
Stań z nogami na szerokość ramion. Lekko zegnij kolana. Palce stóp na zewnątrz.
Powoli, kręg po kręgu zacznij schodzić głową w dół.
Za każdym razem, gdy poczujesz napięcie w kręgosłupie, powróć w górę do tego momentu, gdy już nie będziesz odczuwać tego bólu. To może być czasem nawet 1 cm w górę.
Weź parę oddechów. I dalej zwijaj się w dół.
Rób tak za każdym razem, gdy poczujesz napięcie w okolicach kręgosłupa.
Gdy już nie będziesz mógł/mogła zejść niżej, zostań na parę oddechów w dole.
Pamiętaj, by duże palce mieć na zewnątrz. Powoli z wolnym oddechem wracaj do góry.
Postuj jeszcze dwie sekundy. Przeciągnij się. Podnieś ramiona do góry i przeprowadź na boki. Poczuj jak wyciągasz kręgosłup.
Jeszcze głęboki wdech i… Miłego dnia!!
Wczoraj przy okazji Dnia Żołnierzy Wyklętych byłam na meczu piłki nożnej… Miałam swoje pierwsze w życiu prywatne całoweekendowe obchody tego Święta i bardzo się z tego cieszę.
Ale do rzeczy… Na boisku zobaczyłam jednego z piłkarzy, który co prawda podczas tego meczu nawet wykonywał dość dobrą robotę, ale było widać w sylwetce, że tego dnia nie był… jak to się mówi: „uziemiony”.
Mamy poniedziałek i warto wejść w tydzień z całą swoją mocą i siłą. fot. Paweł Noisowski
Nogi to nasza podstawa. Jeśli nie będziemy w nich czuć oparcia, to choćby głowa wymyśliła coś najbardziej spektakularnego, to jeden mały argument z przeciwnej strony może zwalić nas z nóg.
Silne nogi to nie sztywność i ciężar, ale siła, energia i gotowość do działania.
Właśnie przed chwilą wykonałam taką seryjkę ćwiczeń i już nie tylko ciało, ale i umysł rwą się, by zaraz po tym wpisie biec do kolejnych zadań dnia dzisiejszego.
Banan na ustach sam się pojawił 😀
Ćwiczenia te najlepiej wykonywać na boso, w skarpetkach albo bardzo wygodnych butach. Nie polecam w tym wypadku szpilek, choć dla zaawansowanych pewnie i w ten sposób, by się udało 😉
ĆWICZENIE:
miejsce: około 1m2czas: 5 – 7 minut.
Wstań. Stań szerzej niż zwykłeś to robić. Lekko ugnij kolana. Zacznij maszerować. Tup nogami.
(Nie musi być głośno. Zauważ, że jeśli nie będziesz chciał tego robić głośno, ale dokładnie, stopy jeszcze pełniej będą przywierać do podłogi – a właśnie o to chodzi! )
Wykonaj przynajmniej 10 kroków.
Teraz stań wyprostowany. Stopy na szerokość ramion. I wykonaj podnoszenie na palce. Najwyżej jak potrafisz. Także 10 razy.
Stań obok ściany, krzesła, albo czegoś, czego możesz w razie utraty równowagi się przytrzymać.
Wykonaj to samo ćwiczenie, ale na jednej nodze. Wykonaj po 5 powtórzeń na każdej stopie.
Tym razem niech to będzie bardzo wolny ruch.
Jeszcze raz przemaszeruj 10 kroków jak za pierwszym razem.
Stań na szerokość bioder i potrząsaj kolanami. Kolana do środka i na zewnątrz. Najszybciej jak się da.
Teraz potrząsaj biodrami. Lewo – prawo. Też najszybciej jak potrafisz.
Następnie strzepuj nogi przed siebie. Raz jedną, raz drugą. Postaraj się podnosić je wysoko. Na każdą nogę po 5 razy.
Teraz postaraj się strzepać nogi w tył. Raz jedną, raz drugą. Po 5 razy każda noga.
I to samo na boki.
A teraz szybko zacznij tupać w miejscu. Nie ma być to trucht. A raczej znowu tupanie.
Przejdź się po pokoju. Czując swoje całe ciało. Zwróć uwagę na stopy. Niech całe podeszwy dotykają podłogi. Idź od całej pięty do palców. I wypróbuj krok od nasady palców do pięt.
Jak się czujesz? 🙂
Miłego dnia!
P.S. Jeśli macie jakieś pytania albo trudność w wykonaniu ćwiczenia… Piszcie!