Długo nie pisałam o Warm Up’ie.
Gdy w nieszczęsny piątek 13 listopada 2015 roku świat dowiedział się o strzelaninie w Paryżu,ja byłam w trakcie organizowania warsztatów Warm Up w Brukseli. To przy tej okazji zostałam członkiem grup na facebooku „Polacy w Brukseli”, ale to dzięki postom tych grup dowiadywałam się na bieżąco o stanach alarmowych w Brukseli właśnie.
Informacje, które w wiadomościach w Polsce pojawiały się z dwu-trzydniowym opóźnieniem – tam miałam na wyciągnięcie ręki. Mój strach również wtedy był na wyciągnięcie ręki.
Strach, ale też poczucie bezsensowności mówienia do ludzi o relaksacji, uczenie jakiegoś „wewnętrznego oka”, skupieniu na swoich odczuciach, gdy włączają się wszystkie instynkty w ciele, by zapewnić bezpieczeństwo sobie i swojemu najbliższemu otoczeniu.
Pamiętam wtedy kompletnie odeszłam od jakiegokolwiek planowania, byłam pochłonięta nadchodzącymi wszelkimi kanałami wiadomościami.
Wyjazd odwołałam. Straciłam bilet lotniczy, ale w tym momencie żadne pieniądze nie miały znaczenia, gdy w grę wchodziło poczucie bezpieczeństwa.
Długo to trwało. Oczywiście, jak zawsze pewne zachowania wykształcone przez lata, były i nadal są we mnie. Orientacja w ciele, rozciąganie są w moim życiu w tzw. „btw” ( by the way , czyli mimochodem)
Gdy przyszło zagrać spektakl ( jak cudownie jest zagrać nic politycznie nie sugerującą kryminalno-romantyczną komedię, by dać oddech nie tylko publiczności, ale i sobie od dnia powszedniego) , oczywiście zrobiłam rozgrzewkę Warm Up’ową ( i pewnie gdyby nie ona nie zagrałabym do końca spektaklu, bo stres zawsze „rzuca” mi się na gardło ).
Ale nadal nie mogłam znaleźć w sobie takiego imperatywu, który przekonałby mnie, by znów wyjść do ludzi i mówić o tym jak uzyskać spokój ducha, harmonię.
Dziwne… bo czegóż innego właśnie teraz potrzebujemy.
Minęło parę miesięcy i przyszedł czas przeprowadzić warsztaty dla młodzieży. A tak naprawdę dla młodzieży i ich opiekunów, bo jak się okazało już po raz kolejny, dorośli a zwłaszcza nauczycielki totalnie wchodziły w proponowane przeze mnie ćwiczenia i brały z nich, ile dusza zgarnąć może do ich osobistego warsztatu.
I to właśnie te warsztaty pokazały mi i obudziły we mnie ten Warm Up’owy ogień na nowo.
Warsztaty były typowo aktorskie, ale przecież jak ja, która Warm Up stworzyła wychodząc od aktorstwa, nie miałabym skorzystać z tego, co lubię i umiem najlepiej.
Świat idzie swoim torem, a ludzie jak byli tak i są emocjonalni i równowagi wewnętrznej poszukują, kontaktu z drugim człowiekiem też, nadal warto przypominać o podstawie relacji, czyli dialogu ( i to tym najbardziej pomijanym, czyli pozawerbalnym). Że w grupie ludzie boją się swojej indywidualności, ale że to właśnie bez pielęgnowania tych wyjątkowych, swoistych tylko dla indywidualnej jednostki sposobów wyrażania – grupa traci na wartości i staje się bezkształtną hałaśliwą masą.
Warm Up aktualnie idzie swoim życiem, moje wszelkie starania dotarcia do konkretnej grupy docelowej zakończyły się ciszą. Osoby, które dotarły na zajęcia były przypadkowe, zawsze wynosiły ogrom wiedzy, ale tylko ( i to już każda statystyka potwierdzi) 10% przybyłych pamięta i korzysta z ćwiczeń dłużej niż przez następne 4 dni.
Jak każda metoda, Warm Up wymaga systematyczności, względnie wykonana jednorazowo przed zadaniem, spotkaniem, wystąpieniem jest jak zastrzyk adrenaliny – działa krótko, ale skutecznie. Trochę się to potem odbija na nas – tak… można odczuwać zakwasy, naciągnięcia albo też niezrozumienie świata, bo nagle odczuwamy otoczenie wszystkimi swoimi zmysłami. Szczęśliwie jak mówiłam trwa to krótko. Dopiero systematyczność sprawia, że Warm Up przestaje być antybiotykiem a zaczyna być homeopatycznym środkiem, dla innych może i placebo… Działa, choć niewiadomo jak. (Tak niektórzy myślą, bo to „jak” dość prosto można wytłumaczyć poprzez nazwanie neuro-fizjologicznych zmian zachodzących w organizmie 🙂 ) Stan umysłu się zmienia, bo wzrasta samoświadomość, a gdy nasza świadomość jest większa, nasze wybory zaczynają być inne. Nasza aktywność, koncentracja, bycie w tzw. „tu i teraz” i wreszcie świadomość zaczynają współgrać i stają się narzędziem do lepszego życia.
I może właśnie dlatego należy wyjść do ludzi z Warm Up’em i każdą inną metodą zwiększającą samoświadomość.
Nie wiem, co będzie, gdy znów przyjdzie moment zebrania wszystkich instynktów na raz i zawalczenie o swoje bezpieczeństwo.
Nie czuję się na siłach, by prowadzić za sobą miliony. Zawsze wierzyłam, że trzeba zacząć od siebie, by świat był piękniejszy i by harmonia, która się wyłania z chaosu a o której się wiele mówi, a niewiele robi, mogła być obecna w otaczającym nas świecie.
I dlatego tam gdzie będzie taka potrzeba, tam pójdę i będę przekazywać Warm Up. Tam, gdzie będzie taka możliwość tam będę z jeszcze większą przyjemnością uczyć, jak zwiększać świadomość siebie. Może trafię do stu osób a może stu tysięcy a te przekażą to innym, a wtedy jest szansa, że te miliony, gdzie każda jednostka zachowa swoją indywidualność, same poprowadzą się we właściwym kierunku.
Bo większa świadomość siebie to lepszy świat.
Więcej na temat Warm Up’u i mojego Life Coachingu przeczytasz w wywiadzie dla prestigebag.pl